Wciąż tęsknię...
Minęło już trochę czasu, a ja wciąż jeszcze widzę roześmiane
dzieciaki z zaciekawieniem
spoglądające na mój rower. Nie zapomniałem, jak
smakują mrówki w cieście
i wódka pędzona w slumsach na południe od Paxe. Na
twarzy nie wyschły
jeszcze krople wody z Mekongu a w uszach słyszę czasem echo
wesołego Sajabadi – popularnego powitania we wioskach na północy Laosu.
Gdy
zmrużę oczy, w ciemności świecą gwiazdy, na które spogląda się
przez moskitierę, a gdy wchodzę do parku dostrzegam
korzenie drzew
obrastające mury świątyni Ta Prohm w kambodżańskim Angkor;
w sklepie przy kasie z trudem powstrzymuję się przed targowaniem ceny
o połowę a
gdy wychodzę na ulicę dziwię się, że nie mogę znaleźć żadnego tuk-tuka...
Pamiętam przeszywające dreszcze, które doznałem spoglądając na drewniane półki
z ludzkimi kośćmi i czaszkami – miejsce
poświęcone pamięci ofiar Czerwonych Khmerów
na drodze do Phnom Pehn – obok
buddyjskiej świątyni, w której przyszło mi
spędzić noc. Pamiętam granicę
pomiędzy Kambodżą a Tajlandią. Tam brudne
i półnagie dzieci na drodze, której
nie ma proszą mnie o drobniaki, jedyne pozostałe
w kieszeni. Pamiętam oczy więźniów
na zdjęciach w muzeum terroru Pol Pota
w Tuol Sleng, które uświadomiły mi, jak
bardzo szczęśliwymi ludźmi jesteśmy
żyjąc w Europie.
Czasem uśmiecham się do dwustu kamiennych twarzy w
świątyni Bayon, w kompleksie
Angkor – miejsca, które pozostawało zapomniane w
zarośniętej dżungli przez kilkaset lat.
Spędziłem tam 3 dni z podziwem
spoglądając na kamienne rzeźby i mury obrośnięte
korzeniami drzew, których
ludzka ręka nie potrafiła zniszczyć. To, w jaki sposób przyroda
poradziła sobie
z budowlami wzniesionymi przez człowieka, w jaki sposób zielony świat
połączył
się z ciosanymi kamieniami tworząc miejscami spójną całość, a miejscami
bezlitośnie niszcząc zabytki Khmerów wzbudziło we mnie szacunek i podziw.
Azja. Byłem jedynie miesiąc, w bardzo wybranej części
kontynentu - przyjaznej, pięknej i obcej dla większości Polaków. Nie
spodziewałem się, że świat, który na codzień jest dla mnie niewielką, nieznaną i
daleką kropką na mapie, stanie się tak bliski, że dostarczy mi tylu radości i wspomnień.
Mam nadzieję, że zdjęcia i krótkie relacje
przybliżą Ci miejsca, które udało mi się odwiedzić.
.:. 28 dni podróży,
.:. przejechane ponad 1400 km,
.:. trasa z Chiang Mai do Bangkoku
|